Archive for 19 lipca 2015

Po co nad morze jak mamy Skorzęcin?

Jak co roku wybraliśmy się nad Wielkopolską Ibizę 🙂 Czyli do Skorzęcina.
Miejscowość oddaloną od Poznania ok. 70km i 25km od Gniezna. Był to w sumie powrót do okolic Przybrodzina, gdyż jeziora są niemalże obok siebie.

Cały wyjazd był dla nas sprawdzianem jak bus sobie da radę przy pełnym obładowaniu podczas wyjazdu na Woodstock, który był już za tydzień!

Przygotowania

Przed wyjazdem udało się wykonać kilka drobnych modyfikacji 😉
Przede wszystkim udało się w końcu wymienić głośniki na coś lepszego, wybór padł na HERTZ DCX 165.3. Dokupiłem maty wygłuszające i w dwa wieczory (bo zawsze za późno się za to zabierałem) udało się zamontować sprzęt 🙂

Drugim elementem, którego od początku brakowało były firanki. Teraz gdy mieliśmy jechać na otwarte pole namiotowe, a zwłaszcza takie, gdzie do wczesnych godzin porannych trwają imprezy ta odrobina prywatności zapewniona przez firany jest nieoceniona. Z pomocą przyszła mama, która uszyła komplet firanek 🙂 Patrol zrobił mi także lekcję lutowania w efekcie czego dorobiliśmy się zewnętrznego oświetlenia LED zasilanego dodatkowym akumulatorem.
Byliśmy gotowi do kolejnej podróży!

Skorzęcin

Skorzęcin jest po prostu jedną wielką imprezownią, za niewielką kwotę wynajmujemy sobie miejsce na polu namiotowym w którym mamy dostęp do prądu, toalet (ale polecamy płatne) i nieprzespanych noce. Tak, gdyż imprezy trwają tam całą noc i to nie tylko na polu. Na terenie Skorzęcina, który jest zamkniętym z zewnątrz miastem mamy do dyspozycji duży deptak, plac, wielką plażę, pełno restauracji, barów, a nawet molo! Atrakcji jest więcej niż w niejednej nadmorskiej miejscowości. Dlatego zawsze powtarzam, że jeżeli ktoś chce jechać nad morze bliżej ma do Skorzęcina i będzie o wiele bardziej zadowolony! 🙂 (chyba, że ceni ciszę i spokój). Dla mnie co roku stał się obowiązkową pozycją na lato jak Woodstock 🙂

Wybraliśmy się w 7 osób i zapełnionym bagażnikiem, udało się także zabrać Patrola, który jechał ze mną kupić busa. Po rozpoczęciu podróży z auta zaczęła wydobywać się muzyka, woń piwka i przede wszystkim dobrej zabawy. I o to mi chodziło! 🙂
Z racji, iż przybyliśmy trochę późno na miejsce mieliśmy problem ze znalezieniem miejsca, lecz po kilkudzisięciu minutach i przeniesieniu jednego namiotu udało nam się usytuować w dogodnym miejscu. Wieczorem udaliśmy się na mały spacer, rozpaliliśmy grilla i sobie biesiadowaliśmy.

Następnego dnia wybraliśmy się na plażę oraz do pizzerii „Margarita”, którą odwiedzamy co roku i zawsze wychodząc stwierdzamy, że nigdy wcześniej nie jedliśmy lepszej pizzy! Polecamy!

Z atrakcji do wyboru są także narty czy rowerki wodne, my skorzystaliśmy z tych drugich 🙂 Przepływając do najbliższego brzegu.

Na miejscu okazało się także, że z jednej opony zeszło nam powietrze! Jedną z niewielu rzeczy, które brakuje nam w busie to wtyczka na 12V. Kompresor wozimy ze sobą, lecz trzeba było poszukać osoby chętnej nam pomóc. Na szczęście taka osoba się znalazła, a także okazało się, że po napompowaniu powietrze nie schodzi 🙂 Uff…

Dramatyczny powrót

Wracać do Poznania mieliśmy nieco później niż zakładaliśmy, lecz widząc na horyzoncie czarne chmury stwierdziliśmy, że już pora wracać. Była to bardzo dobra decyzja.
W Poznaniu wydano ostrzeżenie przed nawałnicami, a to co nas spotkało zaledwie kilka km od Skorzęcina przeszło nasze oczekiwania. W moment spadł taki deszcz, że dosłownie przez przednią szybę nic nie było widać! Jakby ktoś lał wodę pod największym ciśnieniem. Wycieraczki nie dawały rady z taką ilością wody. Jak najszybciej zjechałem na najbliższy parking, mimo że utworzył się korek. Bałem się, że spadną na nas gałęzie. Na zdjęciu niżej widać za boczną szybą przechylony znak. Jeszcze kilka minut wcześniej stał prosto!

Na szczęście udało nam się dojechać szczęśliwie do domu. Busik nas nie zawiódł i można było przygotowywać się do największej wyprawy i najbardziej przez nas wyczekiwanej. Woodstock już za tydzień! 😀

Galeria z wyjazdu w rozwinięciu!

» Czytaj więcej

Zlot w Przybrodzinie

Bogatsi w doświadczenia z poprzedniego zlotu wiedzieliśmy jak przygotować się na kolejny 😉 Np. by nie brać małych rybackich taborecików, które się po chwili zarywają 😉
Przy pomocy ojca Karoliny udało się wymienić rozrząd i zlikwidować luzy w skrzyni biegów, które nam przysporzyły kłopotów przy ostatnim wyjeździe, a mój wujek ogarnął trochę elektykę dzięki czemu wzbogaciliśmy się o grające radio (choć chyba głośnik z komórki miał lepszy dźwięk niż ten z głośników jakie mieliśmy :D) i działającą lampkę wewnątrz.

Wybraliśmy się na zlot w okolice Gniezna, a dokładniej Przybrodzina. W planach mieliśmy się wybrać razem z pozostałymi Kanciatymi Pyrami w małym konwoju, ale zanim się zebraliśmy robiło się późno i wyjechaliśmy sami, choć na miejscu okazało się, że wjechaliśmy chwile po reszcie 😉

Gdyby pogoda dopisała, wszyscy pewnie spędzali by popołudnie na plaży która była zaraz obok, niestety słońce nie rozpieszczało, ale pomimo tego nie było miejsca na nudę!
Organizatorzy powitali nas paczką z naklejkami zlotowymi, magnesem w kształcie busika, koszulką oraz innymi drobiazgami 😉 Na terenie zlotu można kupić było części do garbusów, portfele z oczywistymi wzorami, koszulki w klimacie, a także oficjalne stoisko Volkswagena czy punkt do robienia koszulek z własnymi napisami. Oczywiście organizowane były konkursy w których braliśmy czynnie udział! 🙂 Karolina wystartowała w przeciąganiu Garbusa na czas, a ja busa. „Bieg z piwem” odpuścić i dać szansę innym 😛 Oprócz tego był bieg na szczudłach, konkurs na zbudowanie garbusa z kartonów oraz loteria. Odbyła się także spontaniczna charytatywna licytacja. Wieczorem rozbrzmiały ze sceny rockowe covery i choć wieczór spędziliśmy w naszej „wiosce” przy dźwiękach gitar które mieliśmy u siebie, na cover zespołu Stone Temple Pilots musiałem pobiec 😉

IMG_6928

Tym razem na paradę, która jechała do Witkowa nie wybraliśmy się, a obejrzeliśmy całość z małego tarasu oglądając wszystkie samochody które się na nią wybierały.

W drogę powrotną wybraliśmy się już w 4 samochody. W 3 busy i jednego garbusa. Przez całą drogę jednak wyraźnie odstawałem. Rekord prędkość i tak pobiliśmy – 85km/h – myślałem, ze odlecimy! 😀 Niemałą radość sprawiło mi też pierwsze wyprzedzanie. Pewnie szybko kolejnego nie będzie 😉
Na szczęście tym razem obyło się bez nieprzyjemnych niespodzianek w drodze powrotnej.

2015-06-21 16.18.29

Galeria ze zlotu w rozwinięciu! » Czytaj więcej

Pierwszy wyjazd, zlot i… awaria!

Nie mogliśmy się doczekać kiedy to będziemy mogli wybrać się w pierwszą podróż busem, aż nastała majówka, która była okazją do ponownego spotkania się z poznanymi busiarzami, wypoczynku oraz posłuchania dobrej muzyki, gdyż wybraliśmy się na zlot w Radzyniu, który odbywa się jednocześnie z festiwalem bluesowym „Las, woda blues”.

IMG_6223Z racji starego samochodu (a także braku możliwości podładowania telefonu) zdecydowałem pojechać bez nawigacji 😉 Spisałem na kartce punkty i jechaliśmy bocznymi drogami i pomimo chwilowych dezorientacji szybko okazywało się, że jedziemy w dobrym kierunku.
Po drodze raz tylko zatrzymaliśmy się, by sprawdzić czy faktycznie nie zbłądziliśmy, w tym samym momencie przed nami zatrzymało się BMW (a zatrzymaliśmy się na zadupiu). Wysiada z niego czterech karków, zapalają papierosa i patrzą się na nas… Zwątpiliśmy i nie wiedziałem czy lepiej ruszyć czy się zatrzymać. Na szczęście po chwili wsiedli i odjechali 😉

Przy wjeździe na teren zlotu wypełnilem kartę rejestracyjną, otrzymaliśmy siatkę prezentów i mogliśmy wjechać poszukać „Kanciatych Pyr” 😉 Szybko znaleźliśmy znajomych poznanych na karnawale, gdy jeszcze nie mieliśmy swojego busa. Przywitaliśmy się, rozpakowaliśmy i nastąpiło oglądanie busa 🙂 Inni oglądali naszego, a my pozostałych osób. Co jest piękne w tych samochodach, ze nie ma dwóch identycznych! Każdy właściciel ma swoje patenty oraz swoje udogodnienia, które można podpatrzeć i wykorzystać u siebie 🙂

Zlot zdominowany był przez Garbusy, gdyż to im głównie im poświęcony był zlot, ale także innym modelom Volkswagena opartym na podwoziu Garbusa. Oglądać mogliśmy właśnie Kanciaki (T3), Ogórki (T2), a nawet trafił się jeden Bulik (T1). Uroku dodawał także Żuk, stary Polonez czy stare wozy kampingowe.
Pogoda niestety nas nie rozpieszczała i długi rękaw był niezbędny, mimo iż w południe słońce potrafiło przygrzać. Ja się znieczuliłem chmielowym nektarem, lecz Karolina pierwszej nocy w busie (który jest bardzo wygodny! :)) nie będzie wyjątkowo wspominać 😛

Podczas zlotu było wiele atrakcji zarówno dla dorosłych jak i najmłodszych. Przy wjeździe dostępny był mały sklepick z gadżetami w którym nabyliśmy małego bulika, którego postawiliśmy za przednią szybą, można było wziąć udział w loterii oraz konkursach. Natomiast dla najmłodszych odbywały się zabawy oraz malowanie garbusa 🙂
Zdecydowałem się na udział w konkursie wkręcania Świec i pomimo, iż robiłem to po raz pierwszy nie byłem najgorszy 🙂 Później wspólnie wystartowaliśmy jeszcze w innym.

Jedną z atrakcji zlotu była samochodowa parada do Sławy. Przez chwile myśleliśmy, by wybrać się naszym busem, lecz burdel jaki mieliśmy wewnątrz szybko nas odwiódł od tego pomysłu. Postanowiliśmy, że poszukamy kogoś kto ma dwa puste miejsca w samochodzie. Tym sposobem poznaliśmy Kingę i Jędrzeja, którzy akurat mieli dwa wolne miejsca z tyłu swojego Garbusa. Problem był tylko z wyjechaniem z terenu zlotu! Garbus miał tak niskie zawieszenie, że chwile po tym jak poczułem pod nogami jak ziemia szura o podwozie wysiedliśmy byśmy, by auto mogło przejechać przez wyboistą drogę do asfaltu.
Na miejscu mieszkańcy i turyści mogli podziwiać samochody, które przyjechały i mogliśmy zebrać się do powrotu. Później okazało się, że jechaliśmy najpiękniejszym garbem zlotu 😉

W trakcie paradyMiłym zaskoczeniem była loteria wspomnianej wcześniej loterii. Trwała ona długo, tak dużo upominków było do rozdania to mimo, iż nie wszyscy coś wygrali nikt nie odszedł z pustymi rękoma! Wielka okejka dla organizatorów 🙂

A jeżeli chodzi o koncerty.. Super sprawa! Blues dla niektórych wydawać się już „nie na czasie”, a prawdę mówiąc jest o wiele ciekawszy niż typowe „2 zwrotki, solo, refren” 🙂

No i nastąpił czas pożegnania się z naszą wioską. I na tym kończy się ta dobra część wyjazdy 😛 Chciałem spróbować pojechać tą samą drogą co przyjechaliśmy na pamięć, lecz po drodze stwierdziłem, że pojadę głównymi drogami przez Wolsztyn. Gdy dojechaliśmy na miejsce zauważyłem, że przed krzyżówką ze zjazdem do Poznania jak się okazało minąłem znak i nie byłem pewny jak jechać. Przed nami akurat stał inny busik na poznańskich blachach. Ustawiłem się za nim z przekonaniem, że też jedzie do Poznania. Ruszyliśmy i zorientowałem się, że źle skręciłem, więc postanowiłem zawrócić przy pierwszej okazji. Bus przed nami najwidoczniej miał ten sam problem co my bo wybrał dosłownie to samo miejsce co my do nawrócenia. Wymieniliśmy się uśmiechami mijając się, on pojechał, a ja zacząłem manewr, który musiałem wykonać „na dwa” i w połowie, gdy chciałem spróbować zrzucić wsteczny okazało się, że skrzynia biegów się zablokowała! Pomyślałem, że zaraz sobie z tym poradzę, gdyż zdarzyło się już kilka razy, że miałem ten sam problem. Lecz stałem w poprzek drogi ją blokując już z dwie minuty, a ja nie mogłem nadal ruszyć!
Po chwili patrzę, a bus za którym jechałem się cofnął. Tym sposobem poznaliśmy Bartka, który zajrzał pod samochód, ręcznie zrzucił bieg co pozwoliło nam przepchać samochód dalej. W tym momencie Karolina pozbyła się sznyrowadła w glanie, które posłużyło dalej jako podwiązanie drążka od skrzyni! Kolejne 15 minut spędziliśmy na rozmowie, odwdzięczyliśmy się browarami i ruszyliśmy dalej w stronę Poznania w nadziei, że bezpiecznie dojedziemy dalej. Nic bardziej mylnego…

Wjechaliśmy na stację benzynową. Tankuje, tankuję… Czekam, aż bak będzie pełen. Odkładam pistolet od dystrybutora i chcę iść zapłacić, a tu się okazuje, że… pływam w ropie! Pierwsze tankowanie do pełna przy kupnie busa było bezproblemowe, a tu bak puścił! Przez chwile kręciłem się w około zastanawiając się co zrobić, lecz mogłem tylko patrzeć i czekać, aż przestanie kapać. Lecz ropa nadal lała się ciurkiem. Ostatecznie z 10 litrów opuściło busa zalewając część stacji. Samochód przepchaliśmy na bok i obdzwoniłem znajomych z naszej wioski co dalej. Uspokoili mnie, że to puścił bak i mam dalej jechać do domu i całej ropy nie straciłem (choć myślałem, że tak).

Awaria na stacjiWsiedliśmy do samochodu i przekręcam kluczyk i słyszę w tym momencie tylko „klik„. Wszystkie kontrolki przestały się palić, auto przestało reagować na kluczyk…
Akumulator pomyślałem, więc zaczęło się szukanie kogoś kto pomoże. Oczywiście nie zabrałem kabli rozruchowych, więc Karolina kupiła kable, a ja znalazłem życzliwą osobę, która użyczyła by trochę prądu. Podłączyliśmy kable i bus odpaliło bez najmniejszego problemu! Kamień z serca! Mogliśmy wrócić do domu! 😀

Pomimo, iż ropa lała się jeszcze po drodze przez jakiś czas za nami, powoli dojechaliśmy bezpiecznie do domu 🙂

Powoli… jak się okazało po miesiącu nie tak bardzo. W dzień dziecka od rodziców dostałem w kopercie… mandat! Mój pierwszy w życiu. Przekroczenie prędkości o 12km/h. No cóż.. Szkoda, że zdjęcia nie wysłali – była by pamiątka zwięczająca pierwszy wyjazd busem pełen wrażeń i wspomnień 🙂

Mam nadzieję, że nie zanudziłem 😀

Galeria ze zlotu w rozwinięciu!

» Czytaj więcej