Kupno busa!

Do trzech razy sztuka!

W ofercie którą podesłał mi Tomek na sprzedaż był busik niemalże identyczny jak jego. Było to pierwsze ogłoszenie które widziałem w przeciągu kilku dobrych tygodni z Westfalią (turystyczna wersja). Najpierw wujek, któremu samochody nie są obce zadzwonił i wypytał właściciela o szczegóły. Okazało się, że oferta jest atrakcyjna, umówił się z właścicielem, że przyjadę lecz wujek nie będzie mógł tego dnia ze mną pojechać. Jako, że samochód był przed Gdańskiem należałoby wyjechać z Poznania po południu, by zdążyć przed zmrokiem. Po obdzwonieniu niemalże wszystkich znajomych, którzy albo pracowali albo z innych powodów nie mogli mi pomóc, ostatnią deską ratunku był ponownie Patrol, który tym razem musiał się wyrwać przeze mnie dwie godziny przed zakończeniem swojej pracy, choć głupio było mi go o to ponownie prosić.

W międzyczasie chciałem potwierdzić mój przyjazd z właścicielem, lecz ten pomimo tłumaczenia, że to ja mam przyjechać zamiast wujka (który mówił mu że ja przyjadę) nie skojarzył wątków i powiedział, że ktoś inny będzie tego dnia oglądać samochód z Poznania i owszem mogę przyjechać również, ale w ciemno, gdyż on nie obiecuje, że samochód będzie jeszcze stał.
Mimo to zdecydowałem, że przyjadę…

W drodze pod pracę Patrola stanąłem na stacji by zatankować samochód przed podróżą na pomorze. W ten czas zadzwonił do mnie wujek z pytaniem czy już jadę, bo dzwonił do niego właściciel czy już wyjechałem. Uff – pomyślałem, jednak faktycznie czeka on na mnie, a nie to ktoś inny chce mnie uprzedzić :). Ostatecznie po 4 godzinach mimo chwilowego błądzenia na miejscu dojechaliśmy na miejsce.

Pierwsze spotkanie

Czerwony bus schowany był na podwórku dużego jednorodzinnego domu z jeziorem w tle, przywitał nas starszy mężczyzna, który zdecydował się na sprzedaż samochodu ze względu na swój wiek. Busik natomiast pomimo brudu i lekkiego bałaganu wewnątrz na swój wiek nie wyglądał. Blacha niemalże bez rdzy, silnik pięknie chodzi, już po chwili wiedziałem, że nie przyjechaliśmy na darmo!

Nim się całkiem ściemniło, gdy to właściciel opowiadał historię samochodu, jak to z kampera przerobiony został na auto przewożące roboli nim trafił do niego, nieudaną próbę kradzieży i dalej próby przywrócenia mu świetności wybrałem się na jazdę próbną.
Po raz pierwszy siedziałem w takim samochodze, nie potafiąc dobrze ustawić sobie foteli ruszyłem powoli wrzucając jedynkę, potem dwójkę próbując poczuć ducha tego auta. Już sam brak automatycznego wyłączania kierunkowskazów sprawił, iż się lekko uśmiechnąłem w duchu 🙂

216280429_7_1000x700_kamper-volkswagen-vanagan-_rev002

Później zostało tylko załatwienie formalności i mogliśmy szykować się do powrotu do Poznania. Dostaliśmy pożegnalnego kopniaka w oponę od już byłego właściciela busa, który był wyraźnie przygnębiony z faktu sprzedaży swojego samochodu. Już wtedy pomyślałem, że gdy będzie okazja wrócę do niego udowodnić mu, ze samochód trafił w dobre ręce.

Niczym w horrorze

Całą drogę wracaliśmy w nocy, a na domiar złego w tą właśnie noc przez Polskę przechodził jakiś huragan i wiatr był tak silny, że w wielu miejscach jak dowiedzieliśmy się później wyrywało wręcz drzewa.

Kilka kilometrów od miejsca zakupu samochodu zatrzymaliśmy się, by ustalić drogę powrotną i miejsce na przerwę. Zgasiłem samochód i po krótkiej naradzie mieliśmy szykować się do dalszej podróży po czym… bus nie chciał odpalić! W tym momencie przypomniały mi się wszystkie przestrogi odnośnie kupna starego samochodu. Próbowaliśmy przez 10 minut dodzwonić się do właściciela od którego chwile wcześniej wyjechaliśmy, lecz ten przestał odbierać telefon. „W balona nas zrobił!” – pomyśleliśmy. Zdecydowaliśmy, że Patrol wróci do niego, by ten nam pomógł, lecz po dojechaniu na miejsce właściciel nie reagował ani na domofon, ani na dalsze telefony… Po powolnym pogodzeniu się z faktem, iż pierwszą noc w busie będę musiał spędzić już tak szybko, postanowiłem jeszcze raz odpalić busa. Tym razem się udało! Właściciel tłumaczył nam jak go odpalać, lecz musieliśmy źle go zrozumieć, na szczęście mogliśmy ruszyć dalej.

kupno1

Wjechaliśmy na stacje benzynową, gdzie zalałem T3 do pełna. Przy kasie z 5 minut szukałem karty, którą jak sie okazało zostawiłem w samochodzie, ale kolejne nerwy oczywiście w cenie. Patrol miał jechać cały czas przede mną, więc wyjechał na trasę, a ja w tym czasie odpaliłem i ruszyłem by jechać za nim. Ruszam powoli i zaczynam przyśpieszać by rozkulać auto drogą wyjazdową ze stacji na trasę. W tym momencie czuje luz w pedale gazu jakby pękła linka, auto wskakuje na pełne obroty i nie mogę zahamować! Na szczęście nie spanikowałem i wyjąłem kluczyk ze stacyjki co uratowało mnie przed wjechaniem w pole… Patrol wrócił, otwieramy pokrywę silnika i słyszymy tylko jak coś metalowego spada na ziemię. Już w tym momencie pomyślałem, że nie dojedziemy. Na szczęście i tu sprawa była błaha, bo starczyło wczepić mały plastik, który trzymał linkę gazu i moglismy pojechać dalej. Szybka modlitwa do Św. Krzysztofa byśmy bezpiecznie dojechali chyba uspokoiła pasmo przykrych niespodzianek (prócz zamkniętego McDonalda 24h po drodze) i powoli w ulewie oraz hulającej wichurze, którą słyszałem idealnie przez nieszczelne uszczelki (plus brak radia) dojechaliśmy do Poznania. Wspominałem, że jechałem w całkowitej ciemności? Reflektory zewnętrzne co prawda świeciły (nawet za dobrze, cała droga z lampką od wstecznego), ale w środku miałem egipskie ciemności.

kupno2

Po godzinie 3 nad ranem dotarliśmy do Poznania, auto zaparkowałem przy ścianie, tak by nikt nie dostał się do auta przez drzwi bez zamka i szybko uciekłem spać. Nie dość, że było strasznie zimno to miałem tylko kilka godzin snu i rano do pracy.

Mogłem niedowierzając zasnąć 🙂 Mamy busa!

komentarze 3

  1. Wasyl pisze:

    Hah, powiem szczerze nawet nie pomyślałem by kogoś zapytać czy to usterka czy „ten typ tak ma” 🙂 Nawet się przyzwyczaiłem 😉

  2. ŁoBUS pisze:

    To, że kierunki nie odbijają to nie jego urok, tylko kolejna usterka 😉

  3. Triss pisze:

    rany jak ja się o Was bałam wtedy to wręcz niepojęte!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.