Pierwszy wyjazd, zlot i… awaria!

Nie mogliśmy się doczekać kiedy to będziemy mogli wybrać się w pierwszą podróż busem, aż nastała majówka, która była okazją do ponownego spotkania się z poznanymi busiarzami, wypoczynku oraz posłuchania dobrej muzyki, gdyż wybraliśmy się na zlot w Radzyniu, który odbywa się jednocześnie z festiwalem bluesowym „Las, woda blues”.

IMG_6223Z racji starego samochodu (a także braku możliwości podładowania telefonu) zdecydowałem pojechać bez nawigacji 😉 Spisałem na kartce punkty i jechaliśmy bocznymi drogami i pomimo chwilowych dezorientacji szybko okazywało się, że jedziemy w dobrym kierunku.
Po drodze raz tylko zatrzymaliśmy się, by sprawdzić czy faktycznie nie zbłądziliśmy, w tym samym momencie przed nami zatrzymało się BMW (a zatrzymaliśmy się na zadupiu). Wysiada z niego czterech karków, zapalają papierosa i patrzą się na nas… Zwątpiliśmy i nie wiedziałem czy lepiej ruszyć czy się zatrzymać. Na szczęście po chwili wsiedli i odjechali 😉

Przy wjeździe na teren zlotu wypełnilem kartę rejestracyjną, otrzymaliśmy siatkę prezentów i mogliśmy wjechać poszukać „Kanciatych Pyr” 😉 Szybko znaleźliśmy znajomych poznanych na karnawale, gdy jeszcze nie mieliśmy swojego busa. Przywitaliśmy się, rozpakowaliśmy i nastąpiło oglądanie busa 🙂 Inni oglądali naszego, a my pozostałych osób. Co jest piękne w tych samochodach, ze nie ma dwóch identycznych! Każdy właściciel ma swoje patenty oraz swoje udogodnienia, które można podpatrzeć i wykorzystać u siebie 🙂

Zlot zdominowany był przez Garbusy, gdyż to im głównie im poświęcony był zlot, ale także innym modelom Volkswagena opartym na podwoziu Garbusa. Oglądać mogliśmy właśnie Kanciaki (T3), Ogórki (T2), a nawet trafił się jeden Bulik (T1). Uroku dodawał także Żuk, stary Polonez czy stare wozy kampingowe.
Pogoda niestety nas nie rozpieszczała i długi rękaw był niezbędny, mimo iż w południe słońce potrafiło przygrzać. Ja się znieczuliłem chmielowym nektarem, lecz Karolina pierwszej nocy w busie (który jest bardzo wygodny! :)) nie będzie wyjątkowo wspominać 😛

Podczas zlotu było wiele atrakcji zarówno dla dorosłych jak i najmłodszych. Przy wjeździe dostępny był mały sklepick z gadżetami w którym nabyliśmy małego bulika, którego postawiliśmy za przednią szybą, można było wziąć udział w loterii oraz konkursach. Natomiast dla najmłodszych odbywały się zabawy oraz malowanie garbusa 🙂
Zdecydowałem się na udział w konkursie wkręcania Świec i pomimo, iż robiłem to po raz pierwszy nie byłem najgorszy 🙂 Później wspólnie wystartowaliśmy jeszcze w innym.

Jedną z atrakcji zlotu była samochodowa parada do Sławy. Przez chwile myśleliśmy, by wybrać się naszym busem, lecz burdel jaki mieliśmy wewnątrz szybko nas odwiódł od tego pomysłu. Postanowiliśmy, że poszukamy kogoś kto ma dwa puste miejsca w samochodzie. Tym sposobem poznaliśmy Kingę i Jędrzeja, którzy akurat mieli dwa wolne miejsca z tyłu swojego Garbusa. Problem był tylko z wyjechaniem z terenu zlotu! Garbus miał tak niskie zawieszenie, że chwile po tym jak poczułem pod nogami jak ziemia szura o podwozie wysiedliśmy byśmy, by auto mogło przejechać przez wyboistą drogę do asfaltu.
Na miejscu mieszkańcy i turyści mogli podziwiać samochody, które przyjechały i mogliśmy zebrać się do powrotu. Później okazało się, że jechaliśmy najpiękniejszym garbem zlotu 😉

W trakcie paradyMiłym zaskoczeniem była loteria wspomnianej wcześniej loterii. Trwała ona długo, tak dużo upominków było do rozdania to mimo, iż nie wszyscy coś wygrali nikt nie odszedł z pustymi rękoma! Wielka okejka dla organizatorów 🙂

A jeżeli chodzi o koncerty.. Super sprawa! Blues dla niektórych wydawać się już „nie na czasie”, a prawdę mówiąc jest o wiele ciekawszy niż typowe „2 zwrotki, solo, refren” 🙂

No i nastąpił czas pożegnania się z naszą wioską. I na tym kończy się ta dobra część wyjazdy 😛 Chciałem spróbować pojechać tą samą drogą co przyjechaliśmy na pamięć, lecz po drodze stwierdziłem, że pojadę głównymi drogami przez Wolsztyn. Gdy dojechaliśmy na miejsce zauważyłem, że przed krzyżówką ze zjazdem do Poznania jak się okazało minąłem znak i nie byłem pewny jak jechać. Przed nami akurat stał inny busik na poznańskich blachach. Ustawiłem się za nim z przekonaniem, że też jedzie do Poznania. Ruszyliśmy i zorientowałem się, że źle skręciłem, więc postanowiłem zawrócić przy pierwszej okazji. Bus przed nami najwidoczniej miał ten sam problem co my bo wybrał dosłownie to samo miejsce co my do nawrócenia. Wymieniliśmy się uśmiechami mijając się, on pojechał, a ja zacząłem manewr, który musiałem wykonać „na dwa” i w połowie, gdy chciałem spróbować zrzucić wsteczny okazało się, że skrzynia biegów się zablokowała! Pomyślałem, że zaraz sobie z tym poradzę, gdyż zdarzyło się już kilka razy, że miałem ten sam problem. Lecz stałem w poprzek drogi ją blokując już z dwie minuty, a ja nie mogłem nadal ruszyć!
Po chwili patrzę, a bus za którym jechałem się cofnął. Tym sposobem poznaliśmy Bartka, który zajrzał pod samochód, ręcznie zrzucił bieg co pozwoliło nam przepchać samochód dalej. W tym momencie Karolina pozbyła się sznyrowadła w glanie, które posłużyło dalej jako podwiązanie drążka od skrzyni! Kolejne 15 minut spędziliśmy na rozmowie, odwdzięczyliśmy się browarami i ruszyliśmy dalej w stronę Poznania w nadziei, że bezpiecznie dojedziemy dalej. Nic bardziej mylnego…

Wjechaliśmy na stację benzynową. Tankuje, tankuję… Czekam, aż bak będzie pełen. Odkładam pistolet od dystrybutora i chcę iść zapłacić, a tu się okazuje, że… pływam w ropie! Pierwsze tankowanie do pełna przy kupnie busa było bezproblemowe, a tu bak puścił! Przez chwile kręciłem się w około zastanawiając się co zrobić, lecz mogłem tylko patrzeć i czekać, aż przestanie kapać. Lecz ropa nadal lała się ciurkiem. Ostatecznie z 10 litrów opuściło busa zalewając część stacji. Samochód przepchaliśmy na bok i obdzwoniłem znajomych z naszej wioski co dalej. Uspokoili mnie, że to puścił bak i mam dalej jechać do domu i całej ropy nie straciłem (choć myślałem, że tak).

Awaria na stacjiWsiedliśmy do samochodu i przekręcam kluczyk i słyszę w tym momencie tylko „klik„. Wszystkie kontrolki przestały się palić, auto przestało reagować na kluczyk…
Akumulator pomyślałem, więc zaczęło się szukanie kogoś kto pomoże. Oczywiście nie zabrałem kabli rozruchowych, więc Karolina kupiła kable, a ja znalazłem życzliwą osobę, która użyczyła by trochę prądu. Podłączyliśmy kable i bus odpaliło bez najmniejszego problemu! Kamień z serca! Mogliśmy wrócić do domu! 😀

Pomimo, iż ropa lała się jeszcze po drodze przez jakiś czas za nami, powoli dojechaliśmy bezpiecznie do domu 🙂

Powoli… jak się okazało po miesiącu nie tak bardzo. W dzień dziecka od rodziców dostałem w kopercie… mandat! Mój pierwszy w życiu. Przekroczenie prędkości o 12km/h. No cóż.. Szkoda, że zdjęcia nie wysłali – była by pamiątka zwięczająca pierwszy wyjazd busem pełen wrażeń i wspomnień 🙂

Mam nadzieję, że nie zanudziłem 😀

Galeria ze zlotu w rozwinięciu!



30 kwietnia – 3 maja 2015
XI Zlot Garbatych Bolidów w Radzyniu
Las, Woda Blues Festiwal

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.